niedziela, 16 października 2016

Koktajl bananowo-kokosowy

Bardzo prosty i szybki do zrobienia, a jednocześnie smaczny koktajl bananowo-kokosowy stał się ostatnio moim ulubieńcem. To był mój debiut z mlekiem kokosowym, którego naszukałam się naprawdę długo. Ważne, że było warto!

Do wykonania koktajlu użyłam:
• 1 banana
• 200ml mleka kokosowego
• sok z połowy cytryny (ew. pół łyżeczki kwasku cytrynowego)
• 0,5 łyżeczki cynamonu

Warto zwrócić uwagę na skład mleka kokosowego. W internecie znajdziecie mnóstwo porównań konkretnych marek, które pomogą Wam na wybór tego najlepszego, najzdrowszego i najsmaczniejszego :)



Przepis raczej nikogo nie zaskoczy. Banana obieramy ze skóry, kroimy na drobniejsze kawałki, dolewamy mleko kokosowe, sok z cytryny, posypujemy cynamonem. Wszystko miksujemy, najlepiej za pomocą blendera, do uzyskania jednolitej konsystencji.

Mleko kokosowe jest o wiele gęstsze niż zwykłe. Zmiksowany banan również ma gęstą konsystencję. Jeśli uzyskaną konsystencję ciężko będzie wypić, wystarczy dolać odrobinę wody i ponownie zmiksować.

Podsumowując składniki odżywcze:
Białko: 2,88g
Tłuszcze: 24,5g
Węglowodany: 38,8g
Kcal: 369kcal

Dane te mogą się nieco różnić w zależności od wybranego mleka kokosowego.


Może polecicie inne koktajle z użyciem mleka kokosowego? Chętnie spróbuję czegoś nowego, a i o świeże owoce teraz trudniej, więc pomysłów na nie mam zdecydowanie mniej. Czekam na inspirację :)


Smacznego!

środa, 21 września 2016

Dieta Jestemfit.pl - czyli jak przytyłam

W ostatnim czasie wiele się u mnie działo, wiele złego, czego skutkiem była jeszcze większa niedowaga niż wcześniej. Z 48kg spadłam do 44kg, zerowy apetyt, ogólne problemy z jedzeniem... To nie zapowiadało się dobrze. Biorąc pod uwagę fakt, że chodzę na siłownię, moja dieta powinna być zdrowa i o wiele bardziej kaloryczna. Z pomocą przyszła dieta stworzona specjalnie dla mnie z portalu Jestemfit.pl. Mimo iż jest to dieta tworzona przez internet i wszystko jest banalnie proste, musimy wypełnić ankietę, która porusza chyba każdy ważny temat podczas układania diety. W razie wątpliwości możemy skontaktować się bezpośrednio z naszym dietetykiem - o moim przykładzie za chwilę.


Ankieta przyszła mi na emaila na następny dzień, wypełnienie nie zajęło mi dużo czasu, ale warto się na niej skupić. Jak dla mnie - świetnie, że jest możliwość wyboru ile różnorodnych posiłków w ciągu tygodnia chcielibyśmy jeść. No cóż, jako studentka nie mogę sobie pozwolić na codziennie inne rarytasy i jak pewnie większości z Was, zdarza mi się gotować np. na 2 dni lub po prostu robię coś z połówki danej rzeczy i fajnie jest wykorzystać w innym dniu też tą "drugą część" ;) Po określeniu wszystkich najważniejszych rzeczy o naszej diecie, wysyłamy ankietę i czekamy na gotową dietę. Pojawia się od razu na portalu Jestemfit po zalogowaniu - i warto to kontrolować, ja niestety przegapiłam pierwszy dzień czekając na jakąś informację na emailu, której nie dostałam. Pierwszy plus jaki zauważyłam już po otrzymaniu diety? Co tydzień otrzymujemy listę zakupów. Świetna sprawa, bo można zrobić w weekend jednorazowe większe zakupy z czystym sumieniem, że o niczym nie zapomnieliśmy i nie trzeba będzie biegać do sklepu podczas przygotowywania obiadu.


Na pierwszy rzut oka dieta przeraziła mnie swoją "zdrowością". Jak to, żadnego kotleta? Warzywo, warzywo, ryż, warzywo, poprzeplatane z jajkami. Mimo wszystko spróbowałam, wiem że moja dieta woła o pomstę do nieba, przyda się jakieś urozmaicenie. Nie ukrywajmy, pierwsze dni mnie załamały. Ilość kalorii była dla mnie zbyt niska, rozpisano mi 1900kcal przy czym przy moim trybie życia i wadze powinnam zjadać codziennie około 2400-2500kcal. Oczywiście nie skończyło się na płaczu, a na natychmiastowym kontakcie z dietetyczką. Po mojej wiadomości po około 2 godzinach otrzymałam telefon, sprawa została wyjaśniona (niedoprecyzowanie ile kalorii zjadałam do tej pory), a ilość kalorii w diecie na stronie natychmiast zmieniona. Kontakt jak najbardziej na plus! Na bieżąco możemy korzystać z czatu, jeżeli coś nam się w diecie nie spodoba, jeśli jednak nie chcemy używać jakiegoś produktu lub dany posiłek nam nie pasuje/nie smakuje. Dietetycy też są ludźmi i nie będą wciskać nam niczego na siłę, a postarają się pomóc i w miarę możliwości zmienić co trzeba.

Przyznam, nie trzymałam się ściśle diety. Często wpadł nam na obiad wspomniany kotlet zamiast makaronu z krewetkami, które totalnie nie są dla mnie. Jako duży plus traktuję fakt, że w końcu mogłam urozmaicić moje posiłki. Codzienny serek na śniadanie zastąpiły różne warianty jajecznicy, grillowanych kanapek, choć bez zwykłej kanapki z szynką i ogórkiem też się nie obejdzie, na szczęście dieta i to obejmuje. Co było dla mnie zupełną nowością - na obiad zero ziemniaków. Nie narzekam, szczerze wolę makarony i ryż, w końcu miałam pretekst aby przekonać do tego mamę. Uwielbiam sałatki i miałam możliwość wypróbowania kilku nowych. Żeby nie było tak kolorowo - trochę też ponarzekam. Na drugi posiłek zaznaczyłam lunchbox z nadzieją, że zainspiruję się czymś ciekawym, smacznym i pożywnym, aby brać na uczelnię. Niestety oprócz kanapek (choć wersja z grillowanym kurczakiem mi się spodobała i czasem zagości na uczelni) dostałam w diecie jedynie koktajle. Choćbym nie wiem jak się starała, koktajl nie zaspokoi u mnie głodu, a do obiadu o 16 już od długieeego czasu będzie mi burczało w brzuchu. Kiedy jestem w domu, mogę sobie rozbić choćby kromki ze śniadania (wg diety powinnam jeść 4), i połowę jem nieco później. W roku akademickim jest to niestety bardziej kłopotliwe, trzeba będzie kombinować :) Jednak z diety korzystałam jeszcze w trakcie wakacji, więc nie przeszkadzało mi takie rozwiązanie i postanowiłam nie wymieniać tych produktów.

Na zdjęciu powyżej pokazałam Wam jak opisany jest każdy z posiłków. Tutaj duży plus, bo w dietach często dostajemy puste hasła co mamy o danej porze zjeść. W przypadku tej diety, każde danie jest pokazane na zdjęciu, dostajemy szczegółowy opis sposobu przygotowania z konkretnie rozpisaną ilością składników oraz informacje o zawartości makroskładników w danym posiłku. Niby banalne rzeczy, ale bardzo ułatwiające życie na diecie.

Cieszę się, że mogłam wypróbować coś nowego. Jajecznica zawsze była dla mnie po prostu jajkiem, a nie kombinacją z warzywami. Właśnie, w mojej diecie w końcu pojawiło się mnóstwo warzyw. Mimo że lubię koktajle, do tej pory raczej ich nie robiłam. Dieta była moją małą motywacją, żeby wziąć w rękę blender. Nagadałam się o jedzeniu, a na koniec wypadałoby wspomnieć o tym najważniejszym. Jakiś czas temu waga wskazała liczbę 44 na czczo, można powiedzieć że praktycznie po 3dniowej głodówce spowodowanej kłopotami z jedzeniem. Wcześniej przez długi czas stała na 48kg, a to dla mnie mimo wszystko za mało - dalej niedowaga. Walczę, aby przytyć, a przy okazji wyrzeźbić ciało. Aktualnie stanęło na 49,5kg i mam nadzieję, że uda mi się zdobyć jeszcze te 2-3kg :)

Koktajl czekoladowy z bananem

niedziela, 4 września 2016

Pomiar ciała na wadze Tanita

O Tanicie słyszy się ostatnio coraz częściej. To nie tylko zwykła waga, ale przede wszystkim analizator składu naszego ciała. Trzy lata temu mogliście przeczytać tu post na jej temat, wtedy jednak wtedy miałam styczność jedynie z baardzo podstawową analizą. Kilka dni temu na siłowni miałam przyjemność skorzystać z jej bardziej urozmaiconej wersji. Całość badania trwa zaledwie minutę, a to co taka waga potrafi jest zachwycające. Niestety jej koszt jest ogromny (model, z którym miałam styczność kosztuje powyżej 20000zł), dlatego warto rozejrzeć się za takową na własnej siłowni czy na przykład u dietetyka.
 
Tym razem nowością były dla mnie dołączone rączki. Jak pisze producent, zastosowano w niej unikalną innowacyjną technologię wykorzystującą metodę bioimpedancji elektrycznej (BIA) i prąd o różnych częstotliwościach, które są zmieniane w trakcie pomiaru dzięki czemu pozwalają na dokładniejsze wyniki oraz zwiększenie powtarzalności otrzymanych rezultatów. Jeśli prąd dla kogokolwiek zabrzmiał nieco strasznie, z czystym sumieniem stwierdzam że nie poczułam zupełnie nic ;)

Całkowita analiza składa się z ilościowych informacji o tkance tłuszczowej, zawartości wody w organizmie z podziałem na wewnątrz komórkową i zewnątrz komórkową. Segmentowa analiza zawiera m.in. rozłożenie masy w poszczególnych kończynach i korpusie ciała. O co konkretniej chodzi i z czym to się je? Zobaczcie moje wyniki!


Tak, pierwsze linijki wręcz proszą się o skomentowanie. W ostatnim czasie pojawiła się u mnie niedowaga - wskazuje na to zarówno waga, zawartość jak i sama masa tłuszczu w moim organizmie. Jestem tego w pełni świadoma, a nawet z tym walczę. W kolejnym poście przeczytacie więcej na temat mojej współpracy z Panią dietetyk :)
Masa mięśni jest w porządku, choć mam nadzieję że skoczy w górę, a obijanie się o dolną granicę normy to jedynie skutek 1,5 miesięcznej przerwy od siłowni i laby.
Mój wiek metaboliczny wskazuje... 12 lat. To dobrze, źle? Powinnam się cieszyć młodością czy raczej wracać do podstawówki? To nic innego jak wiek naszego organizmu, a konkretniej czy nasza przemiana materii, waga mięśni, tkanki tłuszczowej i wody w organizmie jest w porządku. Jeśli Twój organizm ma więcej lat od Ciebie - pora porządnie wziąć się za siebie!

BMR - współczynnik ten określa minimalną ilość kalorii niezbędnych do zachowania podstawowych funkcji organizmu. Nie bierzmy go jednak do serca, wskazuje naprawdę MINIMALNĄ ilość potrzebną do przeżycia, a nie zdrowego, w pełni prawidłowego funkcjonowania. Ja jem obecnie około 1000kcal więcej niż wynosi moje BMR :)


Oprócz tego mogę także obrazowo zobaczyć jak wygląda rozmieszczenie moich mięśni oraz tłuszczu w ciele - z ciekawostek dowiedziałam się, że moja prawa noga ma 0,2kg więcej mięśni niż lewa, a jednocześnie jest w niej nieco więcej tłuszczu. 

Jeśli macie możliwość skorzystania z takiej wagi, nie czekajcie! Ja żałuję, że przez wcześniejsze 4 miesiące korzystania z siłowni dopiero teraz zrobiłam pomiary. Już nie mogę się doczekać końcówki miesiąca, kiedy będę mogła porównać wyniki po miesiącu regularnych ćwiczeń.

Koniecznie podzielcie się z nami wynikami i doświadczeniami po wykonaniu pomiarów! :))

sobota, 20 sierpnia 2016

Mieć figurę jak Deynn


Deynn - do niedawna tylko bloggerka, od pewnego czasu działająca w tematyce "fit". Dla jednych sztuczna i żenująca, dla innych jest wielką inspiracją. Ja właściwie nie wiem w której grupie się znajduję. Ani mnie nie motywuje, ani nie uważam jak wiele osób że każde z jej zdjęć to tylko i wyłącznie photoshop. Z każdym takim przeczytanym komentarzem zastanawia mnie skąd tyle zawiści w ludziach? Przecież wystarczy tylko chcieć. Ruszyć tyłek z łóżka, wziąć się za siebie, a przede wszystkim nie poddawać się, a taka figura jest na wyciągnięcie ręki. Dla niektórych to miesiąc pracy, dla innych wiele lat, ale po co wmawiać sobie, że tak się nie da, że to tylko programy graficzne, a każdy tak naprawdę nie ma idealnej figury? Oczywiście, dla każdego ideał oznacza co innego, ale o to przecież w tym wszystkim chodzi. Żeby każdy dążył do swojego celu, a jednocześnie żebyśmy nie byli tacy sami. Pod każdym zdjęciem zasypuje ją fala hejtu, na forach internetowych roi się od kolejnych doszukiwań gdzie i co było przerabiane. Nie neguję tego. Nie wiem ile w zdjęciach jest prawdy, a ile photoshopa. Ale odbieram takie zdjęcia jak najbardziej pozytywnie, podziwiam i w jakimś tam stopniu tworzy się w głowie myśl, że fajnie byłoby "podobnie" wyglądać.
Na siłownię nie chodzę regularnie. Mam wiele przerw, ale mimo wszystko widzę jak moje ciało zmienia się podczas ćwiczeń i do czego jest zdolne. Jasne, nikt nie wydłuży sobie nóg na siłowni, ale wysmuklając całe ciało w pewien sposób optycznie staną się dłuższe, a przede wszystkim ładniejsze. Czy jest coś piękniejszego niż delikatny zarys mięśni na kobiecych nogach, brzuchu? No może nieźle wypracowany tyłek ;)


Jeśli po tytule ktoś spodziewał się przepisu na taką figurę - niestety nie otrzymacie go tutaj. Ewentualnie mały zarys i wskazówki gdzie takowy znaleźć. Co jest najważniejsze? Motywacja i zawzięcie! Jeśli chcesz ćwiczyć w domu, rób to. To zawsze jakiś krok w przód. Dla mnie jednak zawsze najlepsza będzie siłownia, wsparcie trenera i codzienne doszkalanie się, poznawanie tematyki fitness, odpowiedniego odżywiania się, poznawanie swojego ciała.


Wiele osób patrząc na te zdjęcia, myśli: "To moje marzenie!". Marzenia to ważna część naszego życia, ale jeszcze ważniejsze jest je spełniać. Jeśli sylwetka jakiejśtam bloggerki Cię nie inspiruje, znajdź swoją inspirację. Jeśli kiedykolwiek hejtowałeś/aś takie osoby - powiedz mi proszę, dlaczego? Może to ja czegoś nie zauważam?

sobota, 16 lipca 2016

Butelka z filtrem Dafi - pij wodę z kranu!

Ponad 2 lata temu na blogu mogliście przeczytać recenzję butelki, która filtruje wodę z kranu. Po pewnym czasie post został edytowany, jako że butelka w końcu wylądowała w koszu. Dziś natomiast mamy dla Was kolejną recenzję butelek z filtrem, tym razem firmy Dafi. Zacznijmy najpierw od samego przedstawienia produktu, w dalszej części będziecie mogli poznać naszą opinię.

Informacje ze strony producenta: "Butelka filtrująca została zaprojektowana dla osób, które doceniają rolę regularnego nawadniania organizmu, uprawiają sport i praktykują zdrowy styl życia. Butelka wyposażona jest w unikatowy filtr węglowy, który usuwa smak i zapach chloru z wody kranowej. Zastępuje 300 półlitrowych butelek PET, dzięki czemu do środowiska nie trafia rocznie ok. 26,4 kg plastiku!". Ku mojemu zdziwieniu cenowo prezentuje się naprawdę nieźle. Butelka w sklepie Dafi kosztuje 35zł, w promocji możemy kupić butelkę wraz z zapasem 2 filtrów za 60zł, sam dwupak filtrów za 35zł lub zestaw 3 butelek z filtrami za 85zł (czyli niecałe 30zł za butelkę!). Jest także łatwo dostępna stacjonarnie, np. w Rossmannie za 29,99zł. Jeżeli chodzi o cenę i dostępność - wypada jak najbardziej na plus!

W samym stosowaniu butelki nie ma nic trudnego. Przed pierwszym użyciem trzeba ją dokładnie oczyścić. Instrukcję, co robić krok po kroku znajdziemy na opakowaniu. Później wystarczy odkręcić butelkę, wlać wodę z kranu, zakręcić i gotowe, możemy pić!

Ania: Pora na kilka zdań ode mnie. Zapachu chloru czy typowej "kranówki" faktycznie nie czuć. Po nalaniu kilkukrotnie widziałam w wodzie pływające drobinki, robiła się lekko mętna zamiast być przezroczysta. Jak zapewnia producent, to całkiem normalne, a pływające drobinki to po prostu nieszkodliwe drobinki węgla naturalnego. Smak... zawsze ciężko jest mi określić smak wody. Jedne się po prostu lubi, innych nie. Ten jest jak najbardziej w porządku. Sam kształt butelki sprawia, że wygodnie trzyma się ją w ręce. Dużą zaletą jest też dla mnie fakt, że posiada zatyczkę przyczepioną do butelki, jak w sportowych bidonach, dzięki czemu wygodnie się pije, nie zgubię jej i jest szczelna, w razie gdybym nie do końca zamknęła "dziubek". Co więcej, wspomniany dziubek nie przepuszcza wody, nawet jeśli butelka jest przechylona, dopóki jej nie nacisnę! Ciekawe czy będzie tak szczelna po dłuższym czasie użytkowania, podzielę się opinią po wymianie filtra. Czy jest przydatna? Dla mnie bardzo. Często chodzę na siłownię na przykład po zajęciach, czy po siłowni później gdzieś jeszcze idę. Nie muszę nosić ciężkiej wody zawsze ze sobą, mogę ją nalać już na miejscu, a gdy te 0,5l mi nie wystarczy - po prostu dolewam jej sobie w łazience. Przydaje się oczywiście nie tylko na siłowni. Kiedy spędzam czas u znajomych, a na dworze jest upał, często przed wyjściem nalewam sobie wody na drogę powrotną, dzięki temu nie muszę jej cały czas targać w torbie, ani kolejny raz wydawać pieniędzy w sklepie. To spora wygoda, oszczędność pieniędzy no i siły ;) Do tej pory butelka nie zaczęła się odkształcać ani przeciekać, a to chyba najważniejsze.


Asia: Dafi to moja pierwsza butelka filtrująca wodę kranową. Wyobraźcie sobie tę wygodę picia wody kiedykolwiek i gdziekolwiek chcecie, za darmo. Ja doświadczam tej wygody codziennie :) Butelkę Dafi zabieram ze sobą wszędzie: na siłownię, do pracy, na spacer, po prostu zawsze jest przy mnie. Nie muszę się martwić, że nie mam gotówki w portfelu, żeby kupić wodę, nie wydaję tyle pieniędzy na nawadnianie organizmu, a jest to bardzo ważne, zwłaszcza latem. Mimo iż noszę ją ze sobą, to nie odczuwam jej obecności, jest lekka, poręczna. Pojemność 0,5 litra zapewnia, że woda zawsze jest świeża, ponieważ częściej muszę butelkę napełniać. Świetnie pomyślany korek na gumie zapobiega ewentualnemu zagubieniu, nie przeszkadza też podczas picia, jest elastyczny. Butelka nie przecieka, jest elastyczna, nie odkształca się. Jestem raczej wybredną osobą, jeśli chodzi o smak wody, ale ta butelka niweluje go całkowicie. Jest po prostu dobra. Nie zauważyłam żadnych drobinek, których możliwość pojawienia się zapowiadał producent. Być może pojawią się pod koniec żywotności filtra. Jednakże producent zapewnia, że nie są one szkodliwe, ponieważ to naturalny składnik. Woda również nieposzarzała, jest przejrzysta. Przed pierwszym użyciem należy butelkę dokładnie umyć, o czym jasno i wyraźnie mówi instrukcja mycia krok po kroku dołączona do opakowania. Butelkę używam od dwóch tygodni i jestem zadowolona. Zobaczymy, jak sprawdzi się w dalszym okresie eksploatacji :)


Co sądzicie o takich butelkach? Może już taką posiadacie?

niedziela, 10 lipca 2016

Pośladki w górę!

Uniesione, kształtne pośladki są pożądane przez większość kobiet (i nie tylko ;) ), szczególnie w okresie wakacyjnym. Wiszące bikini na płaskim tyłku wcale nie prezentuje się ciekawie. Mimo że wakacje mamy już od kilkunastu dni i pewnie nie uda nam się osiągnąć wymarzonego celu do wakacyjnego wyjazdu, warto zacząć pracować nad tą częścią ciała już teraz, a najlepiej przez cały rok. Wzbudzimy zachwyt przechadzając się po nadmorskim brzegu!

Zacznijmy więc od początku. Pośladki to nic innego jak mięsień, a jak wiadomo - mięśnie potrzebują NADWYŻKI kalorycznej, aby urosły. Pora porzucić wszelkie diety, niedobory kaloryczne, zaczynamy jeść! Ale ale, nie rzucaj się od razu na fast food'y i szafkę ze słodyczami. Kalorie warto zbierać wciąż tymi zdrowymi, wartościowymi produktami, śmieciowe jedzenie wciąż nie jest mile widziane. No chyba że ktoś chce także powiększyć przy okazji objętość tłuszczu na brzuchu ;)

W internecie znajdziemy mnóstwo wyzwań przysiadowych, które mają "zrobić" nam tyłek. Szczerze? Kiedyś się w to bawiłam, chyba nigdy nie zauważyłam rezultatów, raczej strata czasu i bezsensowne przeciążanie kolan, mimo prawidłowo wykonywanego ćwiczenia. 100 zwykłych, domowych przysiadów ma się nijak do 20 przysiadów na siłowni z obciążeniem. Serio, mogę sobie w domu machać pośladkami w tą i z powrotem, nic nie poczuję, a po ostatnich przysiadach z obciążeniem, co prawda po miesięcznej przerwie od ćwiczeń, trzymały mnie... 3 dni! Podsumowując: przysiady, wykroki, zakroki, wzniosy bioder i obciążenie to to, co pośladki lubią najbardziej!
Nie chcę się rozwodzić nad poprawną techniką, bo najlepiej wytłumaczy to trener personalny (na siłowni lub jednym z miliona filmików na YT). Przypomnę tylko, że mięśnie pośladkowe podczas ćwiczeń powinny być cały czas napięte. Dopiero wtedy osiągniemy wymarzony rezultat. Oczywiście o siłowni wspominam w przenośni - ta domowa z własnoręcznie zrobionymi obciążeniami (jednak porządniejszymi niż dwie butelki 0,5l) będą dobrą alternatywą.





Trening pośladków nie opiera się jednak tylko na słynnych przysiadach, choć i wersji tego ćwiczenia jest naprawdę mnóstwo. Warto jest urozmaicać sobie treningi stosując różne ćwiczenia. Jeśli masz możliwość - ćwicz z obciążeniem, jeżeli nie posiadasz ciężarków, weź butelki z wodą lub inne wygodne, ciężkie przedmioty. I najważniejsze, pamiętaj o systematyczności! Nie uniesiesz pośladków ćwicząc raz w miesiącu.

Poniżej ćwiczenia, które z pewnością Ci się przydadzą. To jak dziewczyny, działamy? Wybierz zestaw ćwiczeń, który najbardziej przypadnie Ci do gustu, próbuj, ćwicz!
 

 


środa, 8 czerwca 2016

Cukier kokosowy


O produktach kokosowych mówi się często, jednak o istnieniu cukru kokosowego dowiedziałam się całkiem niedawno. Chcąc się zdrowo odżywiać wciąż słyszymy - odstaw cukier! Nie wszyscy chcą zmieniać drastycznie swoją dietę. Nie potrafię pić niesłodzonej herbaty, koktajl z kwaśnych truskawek bez osłodzenia również jest dla mnie nie do przełknięcia. A ciasto? Ciasto bez cukru? Nie ma mowy! Ale przecież zwykły biały cukier zawsze można zamienić na coś bardziej odpowiedniego dla osób trzymających zdrową dietę. Ostatnio coraz częściej pojawia się na sklepowych półkach cukier kokosowy, mój jest ze sklepu Bioindygo.

 




Czym wyróżnia się cukier kokosowy?
Uzyskuje się go z wydzieliny palm kokosowych. Jest bogaty w wiele składników odżywczych - magnez, potas, cynk, żelazo, witaminy B1, B2, B3, B6 oraz C1. Ma niski indeks glikemiczny, dzięki czemu nie wywołuje nagłych wahań cukru w organizmie - jest dobry dla diabetyków, choć oczywiście osoby chore na cukrzycę muszą uważać na spożywaną ilość. Jest długotrwałym źródłem energii działającym przez cały dzień.


Smak i zapach
Cukier kokosowy ma brązowy kolor. Zapach jest mocny, aromatyczny, po podgrzaniu może świetnie zastąpić nawet odświeżacz powietrza ;) W smaku natomiast jest łagodny, karmelowo-kokosowy. Należy uważać przy osładzaniu na przykład kompotu - potrafi delikatnie zmienić smak napoju.


Stosowanie
Może zastępować biały cukier w codziennym domowym użytkowaniu - do wypieków, koktajli, deserów, słodzenia napoi, przygotowania batonów energetycznych.


Uwaga!
Będąc na diecie, w której musisz ograniczać cukier ze względu na kalorie - nie pocieszaj się cukrem kokosowym! Zawiera on tyle samo kalorii co klasyczny cukier biały. Nie należy traktować go jako źródło ważnych substancji dla organizmu - głównym źródłem witamin i składników odżywczych powinny być pełnowartościowe posiłki. Jest ciekawym zamiennikiem jeśli chodzi o smak, zapach, ale pamiętajmy - to tylko cukier ;)

Jego cena jest zdecydowanie wyższa niż białego cukru. W sklepie internetowym Bioindygo możecie skorzystać z rabatu. Wystarczy przy zamawianiu wpisać kod rabatowy: zrobcosdlasiebie.blogspot17 :)

piątek, 27 maja 2016

Czekolada na zdrowie


Dbając o siebie często ograniczamy słodycze. Wszyscy wokół powtarzają, że najzdrowiej będzie zrobić/upiec coś samemu, ale co w sytuacji kiedy nie mamy czasu, nic nie jest gotowe, a my mamy ochotę na odrobinę "cukru" właśnie w tym momencie? Z pomocą przychodzi czekolada - mimo że z nazwy gorzka, wciąż jest słodkością.

Gorzka czekolada ma niski indeks glikemiczny, dzięki czemu nie powoduje nadmiernego wydzielania insuliny. Zawiera węglowodany, które dostarczają nam energii, żelazo, magnez, teobrominę pobudzającą organizm oraz fenylotylaminę, która wytwarza pozytywne endorfiny.

Jedzenie kilku kostek (nie całej;) ) gorzkiej czekolady dziennie nie spowoduje że przytyjemy, nie wpłynie negatywnie na nasz organizm, a wręcz przeciwnie - zapobiega rozwojowi chorób serca, chroni przed nowotworami, opóźnia proces starzenia, poprawia humor. Co więcej, jest polecana osobom na diecie, ponieważ powoduje długotrwałe uczucie sytości, zmniejsza apetyt na tłuste i słone potrawy. Z innych badań wynika również, że czekolada o wysokiej zawartości kakao chroni skórę przed promieniami UV.

Gorzka czekolada, w przeciwieństwie do mlecznej, nie działa negatywnie na nasze uzębienie, nie powoduje próchnicy, ubytków w szkliwie. Jest mniej kaloryczna, jednak nie powinniśmy się tym tłumaczyć jedząc całą tabliczkę dziennie - wszystko z umiarem! Jej zalety ciągną się długą listą, a wad można szukać z lupą.

Pamiętajmy jednak, że pełnowartościowa gorzka czekolada zawiera co najmniej 70% ziarna kakaowego, jednak im więcej tym lepiej! Wraz ze wzrostem zawartości kakaa, spada zawartość białego cukru.


Dla osób, które nie lubią smaku "czystej" gorzkiej czekolady, powstały wersje np. z orzechami czy z owocami. Można ją wykorzystać do samodzielnie stworzonego musli, do ciasta (zamiast mlecznej czekolady wprowadzimy nieco zdrowszy akcent), w internecie można znaleźć również wiele przepisów na połączenie czekolady z... mięsem! A na zbliżające się upały polecam samemu stworzyć lody właśnie z gorzkiej czekolady - pycha!

Lubicie gorzką czekoladę? A może macie jakiś inny ulubiony sposób przyrządzania czegoś w połączeniu z czekoladą?

środa, 18 maja 2016

Trenuj, szalej i pytaj co dalej!

Trenerów personalnych w ostatnim czasie przewija się naprawdę sporo. Fanpage, strony internetowe, na każdym kroku spotykamy wciąż nowych i nowych. Z czyjej pomocy skorzystać? Kto jest wart uwagi i zaufania? Dla mnie odpowiedź jest prosta. Współpracę warto nawiązać jedynie z kimś, kto dalej pozostaje człowiekiem, a nie jedynie maszyną do rozsyłania planów treningowych. Dzisiejszy post nie będzie opierał się na reklamie, o nie! Znajdziecie tutaj kilka cennych (według mnie) uwag od trenerów personalnych - tych, którzy dalej są ludźmi :) Będę przytaczała tutaj fragmenty wypowiedzi, starając zawrzeć się wszystko co najważniejsze, jednak wszystkie teksty pochodzą z Fanpage poniższych osób i tam znajdziecie pełne treści. Zgadzacie się z poniższymi opiniami? Wolicie takie podejście czy ślepe dążenie do celu?

"Wiele kobietek, mówię tu o tej grupie, która wyszła kilka lat temu z wieku nastolatki czyli powiedzmy te w granicach 20-24 lat bardzo surowo i nie zawsze adekwatnie podchodzi do swojego ciała. O co mi konkretnie chodzi? Fajnie jest mieć wysoko postawione cele i być w stosunku do siebie wymagającym. Dzięki temu mamy szanse osiągnąć więcej i dojść tam gdzie pragniemy.
Niekiedy jednak pewne założenia, które sobie stawiamy mogą wywołać w nas frustracje, które są totalnie…jakby to powiedzieć- błędne. Pisałam wam nieraz o dziewczynach, które narzekają na swoje biodra, łydki, czy szaleją na punkcie przerwy między wewnętrzną stroną ud. Wiele z nas (piszę również o sobie, bo też przerobiłam ten etap) zapomina o jednej bardzo istotnej rzeczy, kiedy wymagamy od siebie takiej wagi, takich ud czy bioder jak miałyśmy np: na studniówce, albo jako 19 latki... Wiele Pań zapomina, że nie można za wszelką cenę dążyć do wyżej wymienionych ideałów, z jednego prostego powodu: zamieniłyście się w kobiety.Wasze hormony funkcjonują inaczej, wasza budowa z czasem też może się zmieniać dążąc do tego, co narzuca genetyka.
"
~Sylwia Szostak


"Jeśli NIKT Cię nie rozumie...
Jeśli nic Ci ostatnio nie wychodzi...
Jeśli czujesz się WYPALONY....
Może nadszedł czas aby zastanowić się nad SOBĄ i określić nowe CELE.
Może wystarczy po prostu trochę odpocząć i naładować BATERIE.
Może czas trochę pomysleć trochę o SOBIE.
Pamiętaj, że nie jesteś MASZYNĄ tylko człowiekiem i każdemu zdarzają się GORSZE dni..., które trzeba przeczekać, bo po nich ZAWSZE zaświeci SŁONKO"

~Michał Karmowski


"Nadal mam te mięśnie, nadal tę determinację do zmieniania świata, ale mam już za sobą doświadczenie i świadomość, że lajki pod zdjęciem, plastikowy puchar, czy poklepanie po plecach przez setki osob, nie zwrócą mi zdrowia i pięknych chwil z ludźmi, którym wykrzykiwalam w twarz "zawody!". Jestem szczęśliwa, bo mogę jeść owoce, a jak mam ochotę, to nawet i czekoladę.
Jestem dumna z tego, że podjęłam wyzwanie, z tego, co osiągnęłam i z tego, że dałam świadectwo mojej silnej woli. Jestem też dumna z tego, że teraz potrafię się cieszyć moją codzienną formą, bez wmawiania sobie, że jestem zalana. Wyglądam dobrze w sukience, pójdę ze znajomymi na pizzę, a moja kochana babcia nie musi się martwić, że skoro na przedramionach widać mi żyły, to na pewno jestem chora.
Zawodowej formy nie da się utrzymać na co dzień, bez rozstroju układu hormonalnego i bez spartańskich restrykcji, odwodnienia i nasmarowania bronzerem."



"nie, bo nie umiem, a oni umieją i będę wyglądać jak idiota"

Jeśli przedwczoraj ktoś z Was poczuł mikrotrzęśnienie ziemi w okolicach godziny 22, to najmocniej przepraszam. Byłam to ja, początkujący użytkownik rolek, która mknąc na nich przez toruńskie przestworza niczym perszing, a zapomniawszy najpierw pojąć zdolność hamowania, próbowałam ratować swe skromne życie i zdrowie chwytając znaku drogowego ostrzegawczego "ustąp pierwszeństwa przejazdu". Nie ustąpiwszy, z właściwą dla nosorożca gracją i siłą, doprowadziłam do zderzenia z wyżej wspomnianym znakiem, w pozycji na okrak, zjeżdżając po metalowej rurce w kreskówkowym geście.
Mogłabym udawać, że to występ poledance (zdarzenie miało świadków), jednak po prostu przyznam, że walnęłam jak głupia w znak drogowy. I mam trochę żalu do producenta damskiego zestawu ochraniaczy, że nie przewidział elementu na kość łonową. 😜
Wygrzebując się z tej kuriozalnej i żenującej katastrofy komunikacyjnej, uświadomiłam sobie, dlaczego całe życie idę do przodu.
Każdy w jakiejś dziedzinie jest ekspertem, a w innej żółtodziobem. Grunt, to sobie na ten żółtodziobizm pozwolić. 

~Magda Foeller

"Nie starajmy się być idealni, wyznaczajmy sobie realne cele, wizje siebie, nikt nie jest idealny, ideałòw nie ma!:) ale każdy z nas jest wyjątkowy!
Każda, próba, porażka czy sukces uczy nas czegoś nowego! Próbuj, ryzykuj, walcz i z uśmiechem idź przez życie!
"
~Kasia Dziurska


"Nikt nie zaczyna swojej przygody z tym sportem i zdrowym odżywianiem, zabawą pojęciem diety z wielką miłością. Każdy z nas zaczyna niepewnie, niby zdeterminowany do zmian ale z dystansem i strachem, że się nie uda. W większości przypadków zaczynamy traktując to jako pewnego rodzaju karę, coś nieprzyjemnego lub zajawkę bez zobowiązań.
Miłość pojawia się w momencie kiedy widzisz ten pierwszy efekt, kiedy poprawiasz swoje niedoskonałości, kiedy usłyszysz najmniejszy komplement, kiedy zwiększasz swoją siłę, kiedy czujesz, że Twój organizm lepiej działa lub co najważniejsze: kiedy w Twojej głowie pojawia się często spotykany głos "słuchaj, dzisiaj odpuść, odpocznij", a Ty po trzech sekundach ciszy automatycznie odpowiadasz "słuchaj, pier*ol się" i zakładasz torbę na ramię..."
~Daniel Majewski


Jakie macie doświadczenia z trenerami personalnymi? Motywują Was w jakikolwiek sposób czy wolicie działać na własną rękę? A może mamy tutaj jakiegoś trenera personalnego? :) Zachęcam do rozmowy!

niedziela, 8 maja 2016

Powrót na siłownię + efekty


Witajcie :)
Wracam po - nawet już nie chcę mówić (w tym liczyć) - jakim czasie. Taka długa przerwa była podyktowana tym, że niestety los doświadczył mnie dwóch wypadków samochodowych, przez co musiałam odbyć trzy rehabilitacje. W związku z tym, na ten czas, mogłam zapomnieć o siłowni i ćwiczeniach, które zrewolucjonizowałyby moją sylwetkę... niestety.

Ale na szczęście koniec tego patosu, bo wróciłam już na siłownię i znowu trenuję, jeszcze ciężej i mocniej niż wcześniej :) Dodatkowo zdobyłam już tytuł inżyniera i w związku z tym myślę, że trzeba zaktualizować nagłówek naszego bloga - teraz moim celem jest magister ;)
Chciałabym podzielić się z Wami moją historią, jak to, po takim splocie wydarzeń, wróciłam na siłownię ;)

Aby nie zagłębiać się z szczegóły opowiem Wam baaardzo skróconą wersję.
Oczywiście w wypadkach ucierpiał mój kręgosłup, więc nie mogłam podnosić ciężarów. Jakiekolwiek prace domowe sprawiały mi ból, sprzątanie, gotowanie. Mogłam zapomnieć o długich spacerach. Na rehabilitacji zalecono mi ćwiczenie prostownika grzbietu i całych pleców ogólnie, żeby odciążały kręgosłup w codziennym życiu.
Swój powrót zaczęłam od wszystkim znanych ćwiczeń z Mel B i CentrumSportowca.pl. Głównie ćwiczyłam pośladki i nogi, ale nie zapominałam o brzuchu, a także - określając ogólnie - górze. Pamiętałam, że plecy są moim priorytetem.

W odzyskaniu sprawności kręgosłupa nieoceniona była (i nadal jest) rolka, o której szczegółowo napiszę Wam w kolejnym poście. Dodatkowo w prezencie dostałam kettel o wadze 6 kg i zaczęłam ćwiczyć :)


Po półtorej mięsiąca uznałam, że lekkie ćwiczenia z Mel B nie są dla mnie wystarczające i pomyślałam o powrocie na siłownię. Trafiłam na świetną ofertę karnetu i teraz płacę 26 zł miesięcznie, co jest mega plusem, przynajmniej nie czuję upływu gotówki z portfela.
I tak rozpoczęła się moja przygoda.

Poniżej prezentuję Wam pośladkowy efekt, który wypracowałam w czasie dwóch miesięcy uczęszczania na siłownię (2-3 razy w tygodniu (nie zawsze udawało się 3 razy ;) )).


Mój trening zawiera: rozgrzewkę, ćwiczenia siłowe oraz rozciąganie. Utrzymuję progres z tygodnia na tydzień. Unikam ćwiczeń cardio, ponieważ nadal jestem na nadwyżce kalorycznej i nie potrzebuję spalania, dodatkowe kalorie przydają mi się do budowania mięśni.
W najbliższym czasie postaram się przedstawić swój plan treningowy, dajcie znać, jeśli jesteście ciekawe :)
Tymczasem uciekam na trening! :)

sobota, 16 kwietnia 2016

Metamorfoza Dominiki :)

Kiedy widzimy w internecie zaskakujące przemiany, często zadajemy sobie mnóstwo pytań. "JAK?! W jakim czasie? Co robiła? Czy to naprawdę możliwe?" Dziś Dominika przekaże Wam kilka słów motywacji opisując swoją przemianę. Jeżeli macie jakieś pytania - nie krępujcie się, pytajcie! Sukcesu bez wiedzy nikt nie osiągnął :)


Do walki z samą sobą zdecydowałam się zajadając Oreo w białej czekoladzie i przeglądając zdjęcia na których miałam +80kg. Jedno z tych zdjęć tak mnie zniechęciło do samej siebie, że postanowiłam ruszyć tyłek z kanapy i zapisać się na siłownię. Zaczęłam dużo czytać, uczyć się poprawnie jeść. Przechodziłam chyba przez wszystkie fazy niezdrowej, niepoprawnej diety - od Dukana do diety "1200kcal", ale gdybym tego nie przeżyła, nie nauczyłbym się swojego ciała. Jeśli chodzi o siłownię: ćwiczę partiami każdą część ciała, czyli np. jeden dzień robię brzuch i biceps,  drugiego dnia triceps i klatka, potem środa wolna, czwartek plecy, a w piątek "katuję" nogi :) Ćwiczenia wykonuję partiami 4×15 i zazwyczaj są to 4 maszyny lub 4 różne zestawy ćwiczeń - np nogi: wykroki, przysiady z obciążeniem, maszyna na przywodziciel i odwodziciel uda i suwnica. Na koniec każdego treningu 15-20 minut truchtu. Sobotę poświęcam zazwyczaj na same ćwiczenia cardio. Po treningu zazwyczaj pije shake'a białkowego i jem banany lub inne białko z węglowodanami (ryż i kura,makaron i krewetki, kasza i wątróbka). Obecna waga to 59 kg. Redukuję masę, która zrobiłam w okresie zimowym. Życzę wszystkim przede wszystkim rozsądnych i właściwych wyborów jeśli chodzi o dietę oraz litrów wylanego potu w trosce o własne zdrowie, sylwetkę i kształtowanie charakteru:) Tylko osoba, która kocha własne ciało i akceptuje siebie jest szczęśliwa:)


Więcej zdjęć i informacji o Dominice możecie znaleźć na jej instagramie: TUTAJ :)

czwartek, 31 marca 2016

Pierwszy raz na siłowni

Wiele osób ma różne wątpliwości związane z tym tematem, a wręcz boi się - jak będzie wyglądał a jak powinien wyglądać pierwszy dzień na siłowni? Sama też miałam swoje dwa "pierwsze razy" i moment wyjścia z szatni wcale nie wywoływał najprzyjemniejszych emocji, kiedy nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mimo wszystko każdy przekona się, że nie ma w tym nic strasznego, a za jakiś czas siłownia stanie się drugim domem ;)


Na sam początek... spakujmy torbę!
Buty - niby oczywiste, a jednak umieszczę je na pierwszy miejscu, bo... sama o nich ostatnio zapomniałam haha;) Nieważne jak wyglądają, ważne żeby były czyste i wygodne!
Woda - pewnie znasz swój organizm, więc oceń czy wystarczy Ci mała woda czy duża. Noś ją zawsze przy sobie (tak jak i ręcznik). Korzystając np. z butelki Bobble możesz uzupełniać wodę na bieżąco, nie nosząc jej ze sobą.
Koszulka - niektórzy ćwiczą w krótkich topach, choć ten widok raczej preferowany jest u stałych bywalczyń siłowni;) Bez różnicy czy weźmiesz ze sobą zwykły tshirt czy typowo sportową koszulkę - weź to, w czym czujesz się dobrze i wygodnie jest Ci się poruszać.
Spodenki/legginsy - na siłowni najwygodniej jest mi w legginsach, jak i większości dziewczyn które widuję. Używam zarówno zwykłych jak i tych sportowych, najważniejsze jest aby nie spadały z tyłka;)
Stanik sportowy - w zwykłym jest zdecydowanie niewygodnie. Na siłowni nie potrzebujesz bardzo mocnego podtrzymania, sprawdzą się także te "średnie" :)
Ręcznik - nawet jeśli prysznic bierzesz w domu a nie na siłowni, pewnie spotkasz karteczki "ćwicz z ręcznikiem!". Przyda Ci się do przecierania maszyn, jeśli kładziesz się na matę lub jeśli poczujesz potrzebę otarcia czoła.
Klapki - przydadzą Ci się do wejścia pod prysznic czy skorzystania z sauny.
Gumka do włosów, skarpetki, słuchawki, rękawiczki - to już opcjonalnie. Nie wyobrażam sobie ćwiczyć bez związanych włosów, choć wiem że nie wszyscy mają z tym problem. Czasem warto po porządnym treningu zmienić także skarpetki ;) Jeżeli lubisz ćwiczyć z muzyką, nie zapomnij słuchawek.


Wybierając się na siłownię, nie zapomnij karnetu. Pierwszy trening raczej przeznacz na zapoznanie się z siłownią, nie przesadzaj i nie pokazuj jaki z Ciebie prawdziwy siłacz ;) Praktycznie na każdej siłowni spotkasz trenera. Nie bój się do niego podejść i grzecznie poprosić czy mógłby zapoznać Cię ze sprzętem, pokazać jak poprawnie wykonywać ćwiczenia i ułożyć pierwszy plan dla początkujących. Pamiętaj że nie liczy się ilość ćwiczeń jakie wykonasz, a ich poprawność!
Każdy trening zacznij od 10 minutowej rozgrzewki. Najprościej pójść na bieżnię, rowerek czy orbitrek. Trening z maszynami czy na matach wykonuj powoli, skupiając się na każdym ruchu. To nie są zawody na czas. Jeżeli na Twojej siłowni nie masz możliwości skorzystania z pomocy trenera, na każdej maszynie powinna być naklejka objaśniająca jakie mięśnie angażuje i jak powinno się wykonywać ćwiczenie. Nie bój się przejść, pooglądać, poczytać. A co najważniejsze, nie rzucaj się od razu na ciężary. Na początku przyzwyczaj swoje ciało do wysiłku, jakiegokolwiek obciążenia. Po skończonym treningu wróć do strefy cardio na 15 minut. Na sam koniec nie zapomnij o rozciąganiu!

Nie przejmuj się jeśli na początku nie dasz rady wszystkiego zrobić. Nie przejmuj się jeśli będzie obok dużo ludzi. Każdy jest tam w tym samym celu. Nikt na nikogo krzywo nie patrzy, wszyscy tam się pocą, jęczą, męczą. Niczym się nie wyróżniasz. Inni nie są od oceniania, jedyne co są skłonni zrobić w Twoim kierunku to Ci pomóc! :)

niedziela, 20 marca 2016

Mata do ćwiczeń Sissel


Podczas ćwiczeń w domu korzystamy z maty treningowej, nawet nie zwracając uwagi na to jak ważną rolę spełnia. Jednak w sklepach sportowych na działach fitness jest ich naprawdę sporo i często ciężko jest wybrać tą odpowiednią. Moja pierwsza mata była jedną z najtańszych. W ostatnim czasie miałam okazję przetestować matę Sissel, która jest już z wyższej półki cenowej. Czym się różnią i czy warto stawiać na droższą wersję? Zachęcam do przeczytania recenzji!

Mata gimnastyczna Sissel, którą testowałam, ma wymiary 180x60x1,5cm. Przy moim wzroście (165cm) długość była idealna. Poprzednia mata była niestety krótsza i podczas ćwiczeń wystawałam poza nią, co często było niekomfortowe. Kolejna różnica która od razu rzuca się w oczy to grubość. Cienkie maty nadają się do lekkich ćwiczeń i oczywiście zdecydowanie szybciej się zużywają. Ta o grubości 1,5cm powinna wytrzymać dłużej, jej zadaniem jest lepiej absorbować siłę uderzeń, a osobiście odczuwam tu także kwestię wygody - na macie grubszej ćwiczy mi się po prostu wygodniej.

W małym mieszkaniu ważną kwestią jest też fakt ile miejsca mata zajmuje. Tą mniejszą bez problemu chowałam do szafy, a jak jest w tym przypadku? Niestety nie da się jej zwinąć w mały rulonik, nie dałam rady zrobić węższego rulonu niż ten, który wyjęłam z kartonu w którym ją otrzymałam. W efekcie końcowym zajmuje około 3 razy więcej miejsca. Dla ludzi którzy mają dużo miejsca to pewnie bez różnicy, ale w małym mieszkaniu jest to dla mnie spory minus.



Okej, wizualnie mata sprawdzona, ale przecież najważniejszy jest fakt jak się ją użytkuje! Kiedy usiadłam na niej po raz pierwszy zabierając się do ćwiczeń, poczułam się jakbym usiadła na materacu, a nie na macie do ćwiczeń, która leży na podłodze. Po męczącym dniu w chwilach słabości motywuje do... pójścia spać haha ;) Wygodę oceniam więc na plus. Moje ćwiczenia na macie są ostatnio dość intensywne, dużo się ruszam, ale mata na szczęście się nie ślizga, z czym miałam problem przy poprzednim "zwyklaku z sieciówki". Mam wrażenie że sąsiedzi mieszkający piętro pode mną też polubili tę matę - wydaje mi się, że ćwiczenia które na niej wykonuję, robię zdecydowanie ciszej dzięki grubości maty i materiałowi z jakiego jest wykonana. Przy tej poprzedniej wszelkie stukania, tupania nie były w żaden sposób zagłuszane, amortyzowane.

Czasem po ćwiczeniach zdarzało mi się wstawać z bolącymi, startymi kolanami. Teraz nie mam takich problemów, podczas testów próbowałam wręcz specjalnie upadać na matę i ocierać się o nią, co często zdarza się podczas ćwiczeń. Jest na tyle gruba i miękka, że nie poczułam żadnych efektów ubocznych.


Porównując "sieciówkowego zwyklaka za 20zł" do testowanej maty Sissel to szczerze mówiąc dwa różne światy. W końcu odkryłam komfort ćwiczenia w domu! I przede wszystkim tę drugą da się bez problemu umyć, co było praktycznie niemożliwe przy bardzo chropowatej powierzchni tańszej wersji maty. Oceniam ją zdecydowanie pozytywnie, a jedynym minusem jest dla mnie fakt, że ciężko jest mi ją przechowywać przez jej wielkość i grubość. No i oczywiście cena może niektórych przerażać. Czy bym ją poleciła? Wcześniej ćwiczyłam na macie może... dwa razy w tygodniu. Jeżeli podobnie wygląda Twoja aktywność, raczej szkoda pieniędzy. Jeśli natomiast ćwiczysz regularnie, moim zdaniem warto zainwestować w coś porządnego, wygodnego, bardziej profesjonalnego. Osobiście jestem nią zachwycona! Mam nadzieję, że wytrzyma ze mną długi czas bez zniszczeń.

środa, 13 stycznia 2016

Czystek - co to za herbata?

Jakiś czas temu trafiła w moje ręce herbata, o której wcześniej zbyt dużo nie słyszałam. Przyznam, że zawsze szłam na łatwiznę - na co dzień w moim kubku gościły herbaty w torebkach, nie znoszę kiedy pałętają mi się "fusy" i po prostu nie chce mi się w to bawić. Jednak kiedy poznałam zalety czystka, kupiłam zaparzacz i zaczęła się nowa przygoda. Jeżeli nie posiadacie zaparzacza, możecie śmiało spróbować bez niego - moja mama przekonała się, że wszystko opada na dół i fusy nie pływają po całym kubku. W dodatku można je zaparzać nawet do 4 razy.

Czystek, który posiadam, pochodzi ze sklepu z ekologiczną żywnością. Co do marki - nie zagłębiam się w to, bo myślę że zdecydowanie ważniejszy jest tutaj skład, o czym przeczytacie później.


Zazwyczaj dodaję do niego cytrynę lub słodzę miodem, aby poprawić smak.

Zalety picia czystka:

-> Wzmacnia odporność dzięki temu, że zawiera dużą ilość polifenoli. Jest świetny m.in. na grypę, opryszczkę, trądzik, łupież i wiele innych chorób.

-> Oczyszcza organizm z substancji toksycznych. Metale ciężkie, życie w zanieczyszczonym środowisku, bycie palaczem czy znajdowanie się w jego otoczeniu zdecydowanie nie wpływa pozytywnie na nasze zdrowie. Czystek dzięki usunięciu toksyn z naszego ciała pomaga także zmienić zapach naszego ciała - już po kilku tygodniach wszelkie nieprzyjemne zapachy, głównie pot, są odczuwalnie mniej intensywne, łagodniejsze.

-> Odkwasza organizm, czyli działa jak większość herbat ziołowych wspomagających odchudzanie, dzięki alkalizującemu działaniu na krew.

-> Działa antybakteryjnie na jamę ustną (wybiela zęby, odświeża oddech)

Wszystko to jest oczywiście dużym skrótem. Czystek ma naprawdę wiele zalet i warto przekonać się o tym na własnym ciele. Ważne jest, żeby pić go regularnie. Najlepiej kupić go w sklepach typowo zielarskich, a przynajmniej sprawdzić czy jest to czystek cięty, a nie mielony. Mielony zawiera gałązki, które nie mają takich wartości jak liście i po prostu "powiększa objętościowo" herbatę, przez co płacimy więcej, a odczuwamy mniejsze działanie.

Zawsze miałam słabą odporność. Od jednej choroby do kolejnej. Okres każdej zimy spędzałam z chusteczkami przy nosie. Fajnie byłoby z tym skończyć... Jedno jest pewne - zaczęłam go pić i będę to robić jak najczęściej, bo mam w domu dowody, że faktycznie działa :) Moja mama pije go już od kilku miesięcy. Mnie z początku odrzucały fusy i nie podchodził mi jego smak. Zazwyczaj zaraz po moim przeziębieniu niestety ją zarażałam, ostatnio dała radę wyjść z tego cało. Mimo że z nieprzyjemnymi zapachami na co dzień problemu nie miała, sama przyznaje że czuć różnicę, np. po jakimś wysiłku, i jest to zdecydowanie przyjemniejsza różnica ;) Zniknął jej także łupież, z którym miała od dawna problemy. Zmotywowała mnie i za kilka miesięcy z przyjemnością pochwalę się także moimi efektami!

Mam nadzieję, że przekonam choć jedną osobę do tego ziołowego cudu :) To jak, ktoś z Was również zacznie pić czystek? A może już pijecie?

środa, 6 stycznia 2016

Batony proteinowe Sante GO ON!

Batony towarzyszą wielu osobom, zarówno tym uprawiającym sport jak i wszystkim innym. Jednak osoby aktywne fizycznie szukają w nich czegoś innego niż pozostali. Batony proteinowe często traktowane są jak "batony odchudzające", co oczywiście nie do końca jest prawdą. Mimo wszystko ich skład zdecydowanie bardziej nadaje się na przekąskę niż typowe czekoladowe batony.

Batony proteinowe dostarczają białka i szybko zaspokajają głód. Są idealną przekąską kiedy przez długi czas uprawiamy sport (wycieczka rowerowa, dłuższy bieg, czy choćby spacer po górach) lub kiedy po ukończeniu wysiłku nie możemy w najbliższym czasie zjeść pełnowartościowego posiłku. Dzięki nim w szybki i łatwy sposób dostarczymy sobie energii.

Do moich rąk trafiły batony Sante GO ON! Porównując ceny do batonów konkurencji można zauważyć, że są jednymi z najtańszych batonów proteinowych. Ceny wahają się między 2,19zł a 4,49zł (w skrajnych przypadkach, najczęściej spotykana cena to max 3,50zł).




Zacznijmy więc od składu.
Zawartość białka jest zdecydowanie zbyt niska dla "zawodowców", którzy na co dzień dążą do powiększenia masy mięśniowej. Jest go zaledwie 9-10g w batonie, co wcale nie robi wrażenie przy reszcie składu. Jednak głównym zadaniem batonów jest dostarczanie energii, więc nie będę na to narzekać. Najmniej kalorii ma baton o smaku czekoladowym (217kcal), natomiast najwięcej ten o smaku kokosowym (252kcal). Pozostałe raczej zbliżają się ku tej mniejszej wartości. Zawartość tłuszczu to ok. 10g w batonie (15g w kokosowym) i ok. 15g cukrów. Warto o tym pamiętać i będąc na diecie nie objadać się takimi batonami "bo przecież mają zdrowy skład". Pamiętajmy, wszystko z umiarem! :)

A co ze smakiem?
Testowałam wszystkie dostępne smaki i moje serce podbił zdecydowanie smak żurawinowy, co zresztą podejrzewałam, bo jest moim ukochanym w każdej postaci ;) Jest delikatny, nie czuję się "obciążona" i co najważniejsze, nie czuję przesłodzenia w ustach przez kolejne kilkanaście minut, co się często zdarza po zjedzeniu batonów.  Wanilia i orzech jak dla mnie są zjadliwe. Serca nie podbiły, kubeczków smakowych również, w sklepie bym pewnie po nie nie sięgnęła jeśli zobaczyłabym obok także żurawinę. Za smakiem batonów kokosowych nie przepadam, więc będąc lekko nieobiektywną powiem że mi nie smakował. Wersja kakaowa jest dla mnie za słodka, ale co kto lubi.


Przeczytajcie jeszcze opinię Kasi: Do tej pory tylko raz miałam okazję zetknąć się z batonem GO ON, dlatego byłam bardzo podekscytowana kolejną możliwością ich wypróbowania. I to w dodatku wszystkich smaków! Miałam je przy sobie na treningach ale i na uczelni, gdzie okazywały się dobrą przekąską dodającą trochę energii i chęci do życia między wykładami. Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu smak żurawinowy – nie za słodki, z pysznymi żurawinowymi kawałkami. Na drugim miejscu uplasowałabym GO ON Energy, kokosowy smak, fajna konsystencja, mniam. Z kolei najmniej smakował mi baton czekoladowy i waniliowy. Lekko za słodkie, nie dałam rady zjeść całego batona na raz, chociaż nie są przecież rozmiarowo jakieś duże. Jednak ogólnie rzecz biorąc mam bardzo dobre zdanie na temat tego produktu i jeżeli będę miała jeszcze taką okazję to na pewno je zakupię.

Czy batony proteinowe naprawdę działają?
Szybko zaspokajają głód co pozwala kontynuować wysiłek lub nie zmusza mnie do zjedzenia natychmiast po nim porządnego posiłku. Nagłego wielkiego przypływu energii nie poczułam, ale pozwala "odżyć" w chwilach słabości i głodu powysiłkowego.

Mam nadzieje, że osobom, które wygrają batony w rozdaniu, również będą one smakować :)